niedziela, 10 maja 2015

Karkowo, gm. Chociwel

Zapuszczając się w coraz dalsze od naszego miejsca zamieszkania rejony odkrywamy piękno otaczającej nas okolicy. Tym razem postanowiliśmy opisać i zobrazować na zdjęciach opuszczony pałac w malowniczej wsi Kartlewo. Oglądając ruiny zastanawiałem się, jak wyglądało Zycie w takim dworku, jakie zwyczaje na nim panowały i jak wyglądał dzień powszedni mieszkańców tego urokliwego miejsca.
„Tradycyjnym dniem składania zapowiedzianych wizyt była niedziela. Zapraszano gości po kościele na obiad bądź po południu na podwieczorek. Zazwyczaj siadano w salonie, latem na werandzie i prowadzono niespieszne rozmowy. Młodzież grała w tenisa lub w bilard, a starszyzna w karty. Oglądano wspólnie fotografie, popularne czasopisma, prowadzono rozmowy na temat najnowszych wydarzeń lokalnych, ogólnokrajowych i światowych. Bywanie w towarzystwie traktowano jak obowiązek, którego zaniedbanie wiązało się z narażeniem dobrego imienia rodziny. Dbano o przestrzeganie zasad dobrego wychowania; na przykład w towarzystwie osób starszych młodzieniec czy panna nigdy nie siadali w fotelu czy na kanapie, a tylko na krześle. W niedzielę dopuszczalne były odwiedziny poranne, natomiast w dni powszednie raczej popołudniowe. Obowiązkiem gościa, szczególnie składającego wizytę po raz pierwszy, było zwiedzenie najpierw reprezentacyjnej części domu, a następnie parku, ogrodu i całego gospodarstwa. Po posiłku wybierano się na pola by obejrzeć zasiewy i do sadu, by oszacować plony owoców.”(1)
Czy tak wyglądało niedzielne popołudnie w tym pałacyku? Można przypuszczać że bardzo podobnie. Pałacyk jest dosyć okazały, widać że majętni właściciele ziemscy włożyli w niego dużo pieniędzy. Niestety z tej okazałości niewiele zostało do dziś.
„Oprócz przyjemności stołu gospodarze starali się organizować również inne rozrywki. Jeśli posiadłość znajdowała się w pobliżu zbiornika wodnego, właściciel budował nad jego brzegiem przystań i goście korzystali z przejażdżek łodzią. Czasami młodzież oraz mężczyźni wybierali się razem na raki, łowili ryby. Urządzano także wspólne wyprawy na grzyby. Jednak najpoważniej traktowaną przyjemnością, prawie obowiązkiem każdego ziemianina był udział w polowaniu. Ponieważ każdy gatunek zwierzyny ma swoje zwyczaje, na każdy polowano w odmienny sposób. Popularną formą zimową były polowania z podjazdem. Wykorzystywano ją przy okazji odstrzału dzików, łosi, lisów i cietrzewi. Polowano także na kaczki, głuszce, zające, sarny, rysie, dziki i niedźwiedzie. Polowaniom zazwyczaj towarzyszyły silne emocje. O rozstawieniu myśliwych na stanowiskach najczęściej decydował leśniczy, który określał także rodzaj ściganej zwierzyny oraz miejsce jej pobytu. Gospodarz mógł ewentualnie zasugerować by najpewniejsze miejsca zajęli honorowi goście.”(2)
Oczami wyobraźni widzę te bryczki, zaprzęgi i elegancko ubrani młodzieńcy i panny, grające w przydomowym ogrodzie w gry na świeżym powietrzu. Z głębi słychać muzykę, puszczoną z gramofonu albo ktoś z zaproszonych gości przygrywa na pianinie skoczną melodię. Wokół dorosłych biegają małe dzieci z wplecionymi wstążkami w warkocze, śmiejąc się gwarnie i wesoło.
Po ruinach chodzimy ostrożnie, uważając by nie zrobić sobie krzywdy. Powoli zamieniają się one w stertę gruzu, którą zapewne z wielką radością obecny właściciel pałacu uprzątnie, uzyskując piękny kawałek terenu w samym środku wsi zaledwie kilka kilometrów od Chociwla.
I na koniec mała niespodzianka. Podchodząc do samochodu zatrzymał się przy nas elegancki samochód na niemieckich rejestracjach. Wyszedł z niego niemiecki emeryt i próbuje z nami się porozumieć. Niestety, ani ja ani Ola nie znamy tego języka, a na złość żaden ze znajomych mówiących po niemiecku nie odebrał wtedy od nas telefonu. Do dziś zastanawiamy się co dokładnie chciał od nas ten człowiek i czy może spokrewniony jest z byłymi właścicielami tego pięknego niegdyś pałacu. A może kryją się w nim zakopane gdzieś skarby, które właściciele ukryli pod starym dębem uciekając przed wojenną zawieruchą? Być może nieznajomość języka spowodowała, że przeszła nam koło nosa okazja zostania milionerami…. Kto wie.

Cytaty zaczerpnięte z: rme.cbr.net.pl