poniedziałek, 10 listopada 2014

Wąskotorówka

Pamiętam jak około 20 lat temu jechałem na pierwszy biwak pod namioty. Do Niechorza. Razem z kolegami z liceum był to mój wyjazd wakacyjny, na który o ile dobrze pamiętam zapracowałem sobie zbierając runo leśne czy w jakiś inny dziwny sposób. Do dziś mam pamiątkę z tej wycieczki, która ściśle związana jest z miejscem, które odwiedziliśmy. Ale o pamiątce później. Miasteczko Dobra Nowogardzka jest urokliwe, ale po tej wizycie kojarzyć mi się będzie z policyjnym radiowozem, który krążył wokół nas i ze zdumiewającymi minami panów Policjantów, którzy bacznie nam się przyglądali zastanawiając się pewnie dlaczego krążymy tak po mieście, a my szukaliśmy po prostu opuszczonej stacji kolei wąskotorowej.
Po zajechaniu na miejsce ujrzeliśmy stare budynki stacji i kilka wagoników, które rdzewiejąc na wolnym powietrzu pogrążały się coraz bardziej w zamierzchłej przeszłości swej świetności. Od razu wróciły wspomnienia, gdy jadąc wagonikiem trzęsło niemiłosiernie na nierównych torach, a kolejka na trasie do Niechorza poruszała się z prędkością 20 kilometrów na godzinie na niektórych odcinkach. Pamiętam, jak położyłem plecak i torbę na półce nad głową i co kilka minut musiałem wstawać i przytrzymywać bagaże, by nie zleciały z impetem na podłogę- uroki podróżowania tym środkiem lokomocji, który kiedyś był podstawowym środkiem transportu pomiędzy małymi miejscowościami.
Pierwszy cel to wejść do wagonika. Udało się to bez problemu. Zdezelowane, zniszczone, wystawione na działania warunków atmosferycznych i okolicznej młodzieży nie przetrwały długo. Powybijane szyby, rozwalone w środku przez różnej maści wandali są tylko nostalgicznym wspomnieniem przeszłości. Tak jak tory i budynki wystawione na sprzedaż i czekające na nowego właściciela, którego nikt nie widział i pewnie nie zobaczy. Usiadłem w jednym z wagoników i wspominałem swój pierwszy biwak, trasę jaką pokonywałem by spędzić kilka dni w tej nadmorskiej miejscowości i cieszyć się z wakacji i wolności jaką po raz pierwszy doznałem.
Potem poszliśmy zwiedzać budynki. Niewiele ich, pozamykane na wielkie kłódki. Kraty w oknach. Nie byłbym sobą, jeśli nie zechciałbym dostać się do środka.
- Paweł, z drugiej strony w okienkach nie ma krat – słyszę od Oli.
Przedzieram się przez chaszcze, by dostać się do budynku z drugiej strony. Pokłuty i poparzony przez pokrzywy docieram do małego okienka bez krat. Szybkie rozejrzenie się na około i wchodzę do piwnicy. Niestety same śmieci, jakiś fotel, baniak od wina i skrzynki. Zapewne pomieszczenia te robiły za magazyn albo mieszkali tu jacyś bezdomni. Niestety, nic ciekawego co mogłoby zaintrygować. Do części budynku gdzie mogła mieścić się kasa czy poczekalnia nie było jak wejść.
Wyszedłem z piwnicy rozgoryczony, że nie udało się dostać do innych części budynku. Trudno, i tak się zdarza. Wracamy do samochodu i w zanadrzu mamy chęć zwiedzenia jeszcze jednego miejsca, które minęliśmy na wjeździe to miasteczka. Zamek von Devitzów – tyle przeczytałem ze sfotografowanej tabliczki i pobiegliśmy, tym razem szybko bo czas naglił, zobaczyć co zostało z tych przepięknych ruin. Lecz zanim wyszliśmy z samochodu minął nas ponownie radiowóz z dwoma Panami Policjantami. Sprawdziliśmy sprzęt – znów mija nas radiowóz. Biegając po ruinach widzieliśmy przejeżdżający już nam znany pojazd. Zrobiliśmy chyba dobry uczynek, bo grupa gimnazjalistów paląca w zamku papierosy uciekła przed nami, nie chcąc być w kadrze aparatu. Po kilkunastu minutach wracamy. Gdy usiadłem za kierownica samochodu w lusterku zauważyłam znów radiowóz. Odpaliłem silnik, wbiłem lewy kierunek i czekam aż "ten znany" nas wyminie. Pan Policjant zwolnił i dał mi znak był wjechał na drogę przed nim. Odprowadzili nas praktycznie na skraj miasta. Zastanawiające, ale w tym sennym miasteczku nasza obecność nie mogła chyba zostać niezauważona.

A pamiątka? Jest nią blizna na nodze, gdy wsiadając do wąskotorówki ta nagle szarpnęła a moja noga wpadła pomiędzy metalowe stopnie, raniąc dotkliwie i powodując duże wgłębienie w ciele. Ot, pamiątka z wakacji. Za to już niebawem pamiątka wąskotorówki dla przyszłych pokoleń ulegnie zniszczeniu...